sobota, 4 lipca 2009

3

Od zawsze nienawidzi luster. Lustro to narzędzie tortur, które zawsze wzbudzało w niej poczucie winy. Za dużo zjadłaś. Znowu nie zmieścisz się w ulubione spodnie. Na twoim brzuchu pojawiła się kolejna fałda... Teraz staje naprzeciw jednego z nich, kompletnie naga i bezbronna i spogląda w obraz samej siebie odbijającej się na szklanej tafli. Widzi kobietę, której widzieć nie chce. Widzi szerokie, obwisłe ramiona, dość długą talię z szerokim wcięciem i ogromne biodra, u końca których zaczynają się monstrualnie wielkie uda, a tuż za nimi chude łydki. Proporcja? Nigdy w życiu. Nie lubi swojego ciała od zawsze. Jedyne miejsca, które "mogą być"to nadgarstki, długa szyja i pięknie uwypuklone obojczyki. Stacza ze sobą odwieczną walkę o pokochanie swojego ciała takim, jakie jest. A jest niedoskonałe, miejscami obrośnięte zbędnym tłuszczem, niewysportowane i przede wszystkim nie takie, jakie powinno być. A przecież to jest ONA. Przecież te grube nogi ją niosą przez życie, mimo ich nieatrakcyjności. Zawsze, gdy ma chwile zwątpienia, co do swojego wyglądu, przychodzą jej na myśl obrazy ludzi, którzy potracili nogi lub ręce w wypadkach, teraz jeżdżąc na wózkach inwalidzkich nie mogą nawet pomarzyć, by iść przed siebie o własnych siłach. Wtedy Ona przytomnieje, gasi w łazience światło i stoi chwilę w niekomfortowej ciemności. Za chwilę zapala je znowu, a pomieszczenie wypełnia się żółtym blaskiem, odbijającym się od koloru kafelków. Patrzy przed siebie w lustro raz jeszcze i nic się nie zmienia. Nadal to samo, niedoskonałe ciało. "Przecież trzeba wreszcie siebie pokochać...".
Na jej twarzy pojawia się uśmiech, gdy zamykając drzwi łazienki, jej biały kot ociera się o nagą łydkę, delikatnie mrucząc. Z drugiego pokoju słyszy głos Petera Steele'a, który śpiewa:

"Summer breeze makes me feel fine.
Blowin' through the jasmine in my mind"

niedziela, 28 czerwca 2009

2

Śpi przy nim niespokojnie a przynajmniej nie tak, jak kiedyś. Kiedyś był spokój i wszechobecna cisza, która wierciła myśli gorzej niż najbardziej niewyobrażalny hałas. Teraz zamyka oczy, otwierając je co kilka sekund by za chwilę znów zamknąć i otworzyć ponownie.
Boi się, że ktoś jej go odbierze.
Cierpi na samą myśl o kolejnym samotnym poranku, gdy obudzi się, a jego już nie będzie. Wstaje więc niechętnie, wkładając na nogi kapcie i wykonuje następnie od lat te same czynności w iście chronologicznym wydaniu. WC, woda na herbatę, chlebak, ser topiony, talerz z półki nad zlewem, łazienka, woda, zęby, makijaż, bielizna, ubranie, kęs kanapki, łyk herbaty, czesanie włosów, buty, klucze, zamek od drzwi, ulica, lepszy świat. Wkładając na uszy słuchawki od ipoda zastanawia się, czy jako pierwszą usłyszy "The house is empty now", która tak pięknie ostatnio koi nerwy. Wymija kałuże, które ktoś rozmieścił przed nią, niczym na polu minowym. Gdy nareszcie siada na ławeczce tuż obok przystanku, z którego odjeżdża tramwaj 23, po chwili odczuwa na sobie czyjś wzrok. Obraca głowę i spotyka parę nieziemsko błękitnych oczu.

czwartek, 25 czerwca 2009

1

Budzi się nagle w środku nocy, spocona i zdyszana. Zegarek na małym stoliku obok łózka miga czerwonymi cyferkami. 3.45. Obok śpi on, jak zawsze zwinięty w kłębek, z kołdrą naciągniętą pod same uszy. Za oknem szaleje burza. Prawdziwa nawałnica, której nie było w tym miejscu od lat. Świeżo umyte okna, na razie pokryte parą i tysiącami kropel, jutro rano będą pełne zacieków. Zawsze miała szczęście - kiedy umyła okna, po paru godzinach lub następnego dnia spadał deszcz.
Zdjęła z siebie ciepłą jeszcze kołdrę i usiadła na skraju łóżka, podpierając głowę rękami. Jej ręce od zawsze były zimne, co przynosiło jej największą ulgę w takie noce, jak ta. Chroniczny ból głowy nie pozwalał jej wykonywać podstawowych czynności. Czasem ból był tak silny, że siadała na ziemi i obejmowała obolałe czoło dłońmi przez całe godziny, dopóki ból nie ustąpił. A czasem po prostu mijał, jakby nigdy nic.
Poczuła jak ogon kota muska ją delikatnie po łydce. Norbert był wielkim białym kocurem, którego ktoś podrzucił jej pod drzwi w wielkim, kartonowym pudle. Zawsze zastanawiała się, jak ludzie mogą robić takie rzeczy zwierzętom? Mimo to, kochała tego kota całym sercem. Czuła ogromną wieź łączącą ją ze zwierzętami. Nie miała nawet w sobie tyle miłości do ludzi, co do czworonogów. Najpiękniejsze było w nich to, że nigdy nie zadawały głupich pytań, nie oczekiwały wymuszonych odpowiedzi. Po prostu czuły. Czuł, gdy miała gorszy dzień. A tych dni było w jej życiu coraz więcej i niekoniecznie chciała się z kimkolwiek tym dzielić.
Poczuła tytoniowy głód. Nie było nic gorszego niż walka z nałogiem, który towarzyszyłjej od ponad 10 lat. Bo niby jak można wyzbyć się z życia czegoś, co dawało jej największą przyjemność? Palenie niewątpliwie było tym, co dawało jej ulgę. Na moment, na chwilę. Uwielbiała palić po ciemku, stojąc przy oknie i patrzeć na ulatujący w górę dym. Było w nim coś magicznego i elektryzującego zarazem. Grzesiek nie tolerował papierosów. Wcale. Dlatego też paliła po nocach, po kryjomu lub w pracy, w przerwach między jednym kubkiem herbaty porzeczkowej a kolejnym.
Jej związek z Grzegorzem był jak wulkan, czekający na erupcję. Stale się coś działo, nie było dnia, by nie doszło miedzy nimi do kłótni. Zdarzały się też szarpaniny, kończące się najczęściej trzaskaniem drzwiami, wyzwiskami i hektolitrami alkoholu, wypijanego przez nią na smutki. Obowiązkowo przy akompaniamencie Nicka Cave'a.
Zgasiła papierosa. Dochodziła 4 rano. Odsunęła beżową firankę i zajrzała przez okno. Na przeciwko domu, pod uliczną latarnią, uformowała się olbrzymia kałuża...
Pomyślała, że w jej życiu przyszedł czas na zmiany...